Przychodzę pod Mac'a. Otwieram drzwi, wchodzę z leciutkim uśmieszkiem, a raczej pogodnym grymasem twarzy. Podchodzę do miejsca do zamawiania, czekam chwilę... w tym czasie wkładam prawą rękę do kieszeni i macam drobne, jednocześnie patrząc w górę na to co jest do zamówienia.
Kolejka się zwolniła, przybliżam się i zamawiam :
- McChicken na wynos. - Płacę, biorę i wychodzę. Wiem, że to niezdrowe, ale w małych ilościach nie zrobi nic złego.